Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miastko. Firma spedycyjna odpiera zarzuty kierowcy, którego rzekomo zostawiła na mrozie w Łomży

Mateusz Węsierski
Mateusz Węsierski
Firma twierdzi, że zarzuty Mirosława Wawrzyniaka to zwykłe szkalowanie
Firma twierdzi, że zarzuty Mirosława Wawrzyniaka to zwykłe szkalowanie www.mylomza.pl
Firma spedycyjna z Miastka, która znalazła się w „oku cyklonu” po oskarżeniach kierowcy, którego rzekomo zostawiła na pastwę losu w kilkunastostopniowym mrozie w Łomży, zapewnia, że jest przez Mirosława Wawrzyniaka szkalowana.

- Mamy dowody na to, że pan Wawrzyniak będąc w Łomży wcale nie spał w samochodzie. Bilingi świadczą o tym, że płacił za usługi hotelowe - mówi przedstawiciel miasteckiej firmy spedycyjnej, który skontaktował się z naszą redakcją.

Nasz rozmówca dodaje, że Wawrzyniak do dziś nie oddał kluczyków do samochodu i dokumentów. Auto stoi w Łomży. Firma zgłosiła sprawę na policję podejrzewając kradzież samochodu.

O co tyle szumu? To sprawa, o której w ostatnich dniach mówi cała Polska.

Mieszkaniec podsłupskiej wsi krytykował pracodawcę za pośrednictwem lokalnego portalu www.mylomza.pl. Mówił, że został skazany przez szefa na wegetację w kilkunastostopniowym mrozie. W Łomży, rzekomo śpiąc w samochodzie, tkwił od wtorkowej nocy przez trzy kolejne dni.

- Mężczyzna, zatrudniony w jednej z firm spedycyjnych z Miastka, pokonywał dostawczym busem trasę Niemcy- Litwa. Kilka kilometrów za Łomżą zepsuł mu się samochód. Firma, dla której kierowca przewoził towar, odmówiła przelania pieniędzy na naprawę auta. Zleciła mężczyźnie czekanie, aż do Łomży dotrze drugi kierowca i na holu przetransportują zepsuty samochód na Pomorze. Na kierowcę pan Mirosław czekał blisko trzy doby - na mrozie, w nieogrzewanym samochodzie, bez środków do życia - pisali dziennikarze z Łomży.

Pisano, że szef mu nie pomógł, ale po interwencji miejscowego portalu znalazł pomoc na miejscu. Nocleg i podróż autobusem do Gdańska zapewnił mu prezes miejscowego PKS-u.

Gdy sprawa stała się głośna, odezwał się przedstawiciel firmy, który informuje nie tylko o dowodach wskazujących na opłacanie przez Wawrzyniaka noclegów. Tłumaczy dlaczego mężczyźnie kazano czekać 3 dni na przyjazd innego kierowcy, nie przelewając 500 zł na rzekomo zepsuty rozrusznik.

- Podejrzewamy, że pan Wawrzyniak dogadał się z miejscowym mechanikiem zgłaszając rzekomo zepsuty rozrusznik. Mogliby się podzielić pieniędzmi - opowiada przedstawiciel firmy. - Dlaczego tak myślę? Otóż samochód można bez problemu odpalić innymi metodami, nawet jak rozrusznik nie działa. Tymczasem tu była informacja, że w żaden sposób nie można go uruchomić. Postanowiliśmy samodzielnie zainterweniować wiedząc, że nasz kierowca opłaca sobie noclegi. Wcale nie spał w mrozie, więc nie rozumiem tego zamieszania.

Firma ostrzega, że z powodu nagłośnienia sprawy w skali ogólnopolskiej odbiło się to na jej dobrym imieniu.

- Myślimy o wyciągnięciu konsekwencji wobec naszego kierowcy. Cały czas staramy się też o odzyskanie kluczy i dokumentów od samochodu - opowiada.

Firma zadeklarowała, że prześle naszej redakcji dowody w postaci m.in. bilingów dokumentujących płatności za pokoje hotelowe.

**Do sprawy wrócimy w piątek 28.12 w Dzienniku Powiatu Bytowskiego. Opublikujemy tam też najbardziej wartościowe komentarze.

Wypowiedz się! Kto w tym sporze może mieć rację?**

Tu przeczytasz więcej o zarzutach Mirosława Wawrzyniaka

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Bydgoska policja pokazała filmy z wypadków z tramwajami i autobusami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na miastko.naszemiasto.pl Nasze Miasto