Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie podpalenia malarni firmy Wireland. Henryk Recław ma żal do policji i prokuratorów

Maria Sowisło
Maria Sowisło
fot. z arch. wireland
Prokurator rejonowy w Bytowie umorzył postępowanie w sprawie pożaru w firmie Wireland. Biegły ustalił, że było to podpalenie. Choć były zapisy z monitoringu zakładu, na których widać sprawców, nie udało się ich zidentyfikować.

Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło kiedy pracownicy firmy świętowali 50-lecie swojego zakładu pracy. Pożar wybuchł około godz. 2.00 w nocy z 23 na 24 listopada w hali gdzie zlokalizowana była malarnia. Ogień rozprzestrzeniał się błyskawicznie. Po przyjeździe na miejsce strażaków, pożar zajmował już 3/4 hali o powierzchni ponad 2500 m kwadratowych. Podczas zdarzenia zawaliła się metalowa konstrukcja dachu. Zniszczony został cały sprzęt, który znajdował się wewnątrz hali, w tym przede wszystkim: dwie linie malarnicze, kabiny lakiernicze, śrutownia i część magazynowa. W akcji gaszenia udział wzięło 11 zastępów straży pożarnej czyli ok. 40 strażaków. Straty oszacowane zostały na 9,5 mln zł.
Pożar wybuchł, jak się okazało, tuż po wizycie w Wirelandzie złodziei. Z pomieszczeń biurowych zabrali gotówkę – ok. 3 tys. zł. Także po pożarze na jaw wyszło, że kradzież i grasowanie po malarni oraz zakładzie zarejestrowało 41 kamer zewnętrznych. Na nagraniach widać trzech złodziei. Wyskoczyli przez okno stolarni i dalej pobiegli przez sąsiadującą działkę, wycinając pręty w ogrodzeniu przy ulicy Gryfa Pomorskiego. Tam są wyraźne ślady samochodu na poboczu. Z ulicy Gryfa prawdopodobnie jadą samochodem na ulicę Szarych Szeregów i stają przy browarze. Następnie wysiadają i idą w stronę malarni - tu kamery rejestrują, iż ktoś idzie za malarnią z latarką. Za malarnią przeskakują przez płot, wycinając wystające ostre pręty ponad ogrodzeniem. Biegły z zakresu pożarnictwa nie miał wątpliwości. To było podpalenie. - Śledztwo zostało umorzone ze względu na niewykrycie sprawców. - Policja, pod naszym nadzorem, prowadziła czynności zmierzające do ustalenia sprawców, ale niestety nie zidentyfikowaliśmy ich - przyznaje Ryszard Krzemianowski, prokurator rejonowy w Bytowie.
Policjanci sprawdzali wiele wątków. Jeden z nich zakładał, że ogień mógł podłożyć były pracownik, na którym ciążył wyrok i nakaz stawienia się w zakładzie karnym. Okazało się, że z jakiś powodów tam nie trafił i został wystosowany za nim list gończy. Kolejny wątek, to sugerowany przez właściciela firmy Wireland Henryka Recława, próba złowrogiego przejęcia. Wszystko dlatego, że jak wspomina Recław, przed pożarem odwiedziły go pewne osoby oferujące kupno zakładu za zaniżoną mocno cenę. Kiedy nie zgodził się, po jakimś czasie było włamanie i podpalenie. - No jak tego nie łączyć? Byłem przekonany, że sprawcy zostaną ustaleni – mówi zdenerwowany Henryk Recław, który nie jest zadowolony z prokuratorskiego umorzenia. - Mam żal do policjantów, bo nie poszli głęboko w śledztwo ze względu na brak sił i środków. Boli mnie serce. Żeby odbudować halę i odtworzyć miejsca pracy, musiałem sprzedać cały swój majątek za 2,5 mln zł i dołożyć pieniądze z odszkodowania 3,6 mln zł – wylicza i zaznacza, że wielokrotnie oglądał nagrania z kamer. - To nie byli robotnicy. To byli fachowcy. Wiedzieli nawet jak w mieście są rozstawione kamery, bo trudno było namierzyć w jakim kierunku uciekli – zaznacza Recław i dodaje, że do Sądu Rejonowego w Bytowie, za pośrednictwem Prokuratury Rejonowej w Bytowie, wysłał już zażalenie na umorzenie postępowania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytow.naszemiasto.pl Nasze Miasto