Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piotr Müller: Nie można zapominać o swoim lokalnym podwórku

Tomasz Chudzyński
Tomasz Chudzyński
Mariusz Leśniewski
Mariusz Leśniewski
Piotr Müller: Nie można zapominać o swoim lokalnym podwórku
Piotr Müller: Nie można zapominać o swoim lokalnym podwórku Jakub Steinborn
- Ktoś chce przylepić łatkę rządowi Prawa i Sprawiedliwości, że ten nie współpracuje z samorządami. To nieprawda. Współpracujemy ze wszystkimi, które takiej współpracy chcą - mówi minister Piotr Müller, rzecznik rządu w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim".

Czy uda się utrzymać przyjazne stosunki polsko-ukraińskie? Obserwowaliśmy poważne tąpnięcie w związku z embargiem na zboże, w tej wyjątkowej relacji między Rzeczpospolitą a Ukrainą…

- W relacjach międzynarodowych przyjaźń czy osobiste kontakty są ważne, niekiedy bardzo przydatne, ale najważniejsza jest realizacja wspólnych interesów. Wspólnym interesem Polski i Ukrainy jest przede wszystkim powstrzymanie Rosji przed dalszą ekspansją. W tym obszarze Polska będzie pomagała Ukrainie we wcześniej zadeklarowanym zakresie, bo takie działanie leży w naszym interesie. Zależy nam, by prowadzić dobre relacje gospodarcze, na których mogą zyskiwać obie strony. Natomiast nie jest interesem Polski swego rodzaju uprzywilejowanie rolnej produkcji Ukrainy, które byłoby szkodliwe dla naszej gospodarki. Tutaj zawsze priorytetem będzie interes polskich rolników. Czerwoną linią była dla nas kwestia zboża i tutaj nasz sygnał był jasny. Zresztą wyrażaliśmy go od dłuższego czasu, stąd też nasza decyzja o utrzymaniu embarga. Firmom ukraińskim zależy, aby eksport ich produktów był dalej możliwy.

Z punktu widzenia humanitarnego, w naszym głębokim przekonaniu, zachowaliśmy się w tej sytuacji tak, jak należy. Pamiętajmy, że my nadal udostępniamy możliwości tranzytu zboża z Ukrainy przez Polskę. Zatem, z jednej strony bronimy polskich interesów, ale z drugiej strony pozwalamy eksportować ukraińskie zboże poza nasze granice. Dla naszego rządu polskie interesy zawsze będą na pierwszym miejscu.

Ostra retoryka prezydenta Zełenskiego nie wpłynie na wspólne, polsko-ukraińskie interesy?

Słowa przedstawicieli Ukrainy były zdecydowanie niewłaściwe. Nie będziemy się godzić na nieprawdziwe stwierdzenia i dlatego nasza reakcja tutaj była jednoznaczna. Pomoc ze strony naszego kraju będzie płynąć w takim zakresie, w jakim jest ważna dla naszego bezpieczeństwa. Natomiast całą tę sytuację trzeba rozpatrywać na chłodno. Rosja bardzo by sobie życzyła, żebyśmy się pokłócili z Ukrainą. Do tego nie możemy dopuścić. Podobnie nie możemy dopuścić, aby Unia Europejska, Pakt Północnoatlantycki czy USA miały jakiekolwiek wątpliwości w kwestii wsparcia Ukrainy. Natomiast nie może być tak, że wykorzystując moralną presję, rząd ukraiński próbuje realizować swoje interesy gospodarcze kosztem naszych. Na to nie będzie przyzwolenia. Polskie interesy są tu najważniejsze. W relacjach międzynarodowych trzeba się kierować pragmatyzmem, racjonalnością, a nie podejściem zero-jedynkowym, zasadą wszystko albo nic.

Minister Jarosław Sellin, z którym rozmawialiśmy na początku roku, mówił, że PiS może rządzić samodzielnie kolejną kadencję. Co pan o tym myśli na trzy tygodnie przed wyborami, przez pryzmat sondaży?

- Sondaże są różne. Rzeczywiście, przed nami dwa tygodnie do końca kampanii wyborczej i kluczowa będzie dynamika sondażowa na ostatniej prostej. Co istotne, tendencje nie są dla nas złe, wręcz przeciwnie. Platformie spada poparcie, nam trochę rośnie. Oczywiście wyniki badań zależą od danego dnia i sondażowni, ale mamy bezpieczną, kilkuprocentową przewagę. Wiemy też, gdzie jest nasz sufit poparcia i on znacząco przekracza barierę, która zapewnia samodzielną większość w Sejmie. Dlatego teraz trzeba ogrom pracy, żeby uświadomić wyborcom różnice między partiami politycznymi. Chcemy przekonać wyborców.

Dokonania naszego rządu, na które pracowaliśmy w ostatnich 8 latach, nie muszą być stałe, bo przyjdzie inna władza i zdecyduje politykę prowadzić inaczej. Ryszard Petru mówi już wprost o masowej prywatyzacji od największych banków przez spółki energetyczne. Inni z Koalicji Obywatelskiej mówią o odbieraniu trzynastych i czternastych emerytur. Inni jeszcze o tym, że świadczenia socjalne, w takim zakresie jak funkcjonują obecnie, winny być ograniczone. A poseł Platformy Obywatelskiej Artur Łącki kilka dni temu wprost mówił o tym, że należy przyjąć imigrantów. Zatem nasz pakiet rozwiązań nie musi obowiązywać przy każdej władzy, bo po prostu tamta strona politycznego sporu ma inne podejście do rządzenia Polską. Widzieliśmy to, gdy Donald Tusk był premierem.

Zjednoczona Prawica przedstawiła plan dotyczący odbudowy SOR-ów. Znajdą się na to pieniądze?

- Tak, podobnie jak znajdowały się na inne projekty, czego najlepszym dowodem są liczby. Dochody budżetowe są dziś dwa razy większe od poziomu w roku 2015. Wtedy dochody budżetowe wynosiły 289 miliardów złotych, a na ten rok ponad 600 miliardów. Z kolei na przyszły rok to ponad 680 miliardów zł. Przestrzeń budżetowa się pojawiła, ale ona się nie pojawiła znikąd. Wzięła się z uszczelnienia systemu podatkowego i z dobrej polityki rozwojowej. To przyniosło efekt. Donald Tusk w kwestiach budżetu państwa kierował się zupełnie inną filozofią. Zamiast brać za gardło, mówiąc brutalnie, mafie VAT-owskie, wolał podwyższyć wiek emerytalny, podwyższyć podatek VAT, podwyższyć składkę rentową, wyprzedawać majątek narodowy, a nawet ograniczyć zasiłek pogrzebowy. W zupełnie innych miejscach szukał przychodów do budżetu państwa. My szukamy ich tam, gdzie są one korzystne dla społeczeństwa, czyli u mafii VAT-owskich, dużych, międzynarodowych korporacji, w miejscach, gdzie Donald Tusk bał się kiwnąć palcem. Dobra polityka rozwojowa powoduje, że też przychody są wyższe - po prostu Polska staje się atrakcyjniejsza pod kątem gospodarczym.

A drożyzna?

- To jest duże wyzwanie nie tylko dla Polski, ale i dla całej Europy. Jedna z analiz wskazuje, że ponad 70 proc. poziomu inflacji generowane jest przez czynniki zewnętrzne, czyli m.in. presję energetyczną, konflikt wojenny na terenie Ukrainy. Oczywiście to nie oznacza, że my z tego powodu mamy nic nie robić. Od tego jest rząd, aby w odpowiedni sposób prowadzić politykę fiskalną i politykę redystrybucji, aby skutki inflacji odczuwanie łagodzić. Najważniejsze jest nie to, czy inflacja jest nominalnie taka czy inna, tylko czy za nią podążają wynagrodzenia albo świadczenia socjalne lub osłony, które pozwalają łagodzić jej skutki. To bardzo ważne w przypadku tych osób, których żywność stanowi największą część koszyka zakupowego, ale też koszty utrzymania, czyli energia elektryczna, gaz itd. W każdym z tych aspektów zrobiliśmy to, co do rządu należy.

W przypadku żywności obniżyliśmy VAT do zera. W kwestii cen energii wprowadziliśmy ochronę rodzin w postaci zamrożenia cen energii przy odpowiedniej liczbie kilowatogodzin, co rozszerzyliśmy ostatnio przy gazie. A jaka byłaby recepta zastosowana przez drugą stronę? Typowe, „balcerowiczowskie” i „tuskowe” zaciskanie pasa, w taki sposób, że stopy procentowe miały jeszcze wyżej szybować, i do tego ograniczenie wydatków publicznych. O to przecież apelowali ludzie ze szkoły Balcerowicza. Jak się okazuje, nasza strategia była lepsza. Odczuwanie inflacji udało się załagodzić przez te różnego rodzaju tarcze, zwłaszcza dla osób, których koszyk zakupowy skupiony jest na podstawowych towarach. Inflacja spada stopniowo. Zaraz będzie jednocyfrowa.

Czy jest afera wizowa?

- Były nieprawidłowości w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Skupmy się na faktach. Nieprawidłowości owe dotyczą niespełna 300 wiz, a nie 300 tys., nie 250 tys. W taki sposób to zostało zidentyfikowane przez służby i prokuraturę kilka miesięcy temu. Nieprawidłowości zostały wykryte przez nasze służby. Zostały postawione zarzuty osobom, które tego procederu się dopuszczały. Po tych kilku miesiącach, gdy mamy podejrzanych z zarzutami, media wytaczają armaty. Oczywiście, doszło do pewnego rodzaju nadużycia, ale osoby winne będą ukarane. Odpowiedzialność polityczną poniósł wiceminister MSZ, zatem tak właśnie powinna wyglądać reakcja rządu. Reagujemy, gdy dzieją się złe rzeczy.

Natomiast opozycja próbuje w tej chwili zrobić z tej sprawy aferę - napompować balonik bardzo mocno, bo chce zasłonić swój prawdziwy plan dotyczący przymusowej relokacji imigrantów z Afryki. Wszystko po to, żebyśmy nie rozmawiali o mechanizmie, który Berlin z Brukselą chcą narzucić, tylko o sprawie wiz, żeby stworzyć wrażenie, że problem jest z 300 wizami, a nie 300, 400 tysiącami osób, które potencjalnie przez kilka lat mogą trafiać do Polski i innych krajów UE z Afryki czy z Azji. My mamy jasne, twarde stanowisko w tym zakresie. Jesteśmy przeciwko przymusowej relokacji. Opozycja twierdzi, że nie ma takiego mechanizmu. No to przypomnijmy zasadę - albo przyjmujesz relokowanych imigrantów, albo płacisz - 20 tys. euro od osoby. Mechanizm ma być zatem taki: mogę dobrowolnie przyjąć jedną osobę, ale jeśli tego nie zrobię, to zapłacę. Chyba wszyscy się zgodzą, że jest to przymus.

Jak zatem pomóc naszym przyjaciołom z Włoch, Grecji czy Hiszpanii, które borykają się z kryzysem migracyjnym?

- Trzeba odejść od polityki, która niestety jest dyktowana przez pewnego rodzaju polityczną poprawność, też w Brukseli, i wzmocnić znacząco ochronę granic. Czyli dokładnie to, co my zrobiliśmy na granicy polsko-białoruskiej - pomimo ogromnego sprzeciwu lewicowych organizacji, które twierdziły, że dochodzi do łamania praw człowieka, które atakowały naszą Straż Graniczną, wojsko i policję. Mamy zresztą teraz film pani Holland, który jest, co już w urywkach widać, jednym z elementów takiego właśnie szargania dobrego imienia polskiej Straży Granicznej. To, co powinno się zrobić, to znacząco wzmocnić ochronę morskich granic Unii Europejskiej, zwiększyć morskie patrole, blokować po prostu możliwość przypływu nielegalnych migrantów do Europy. Bo w tej chwili jest tak, że morskie granice są właściwie otwarte. Każdy, kto wsiądzie na łódkę na północnym wybrzeżu Aryki, dopłynie do Lampedusy. I wtedy jest to już problem Unii Europejskiej. A tak być nie powinno.

Musimy tych ludzi zawracać, w sposób humanitarny, bezpieczny, ale jednak konsekwentny, bo inaczej ta polityka migracyjna, która jest dziś realizowana, będzie skutkowała dalszymi migracjami ludzi. A te, zaznaczmy, są realizowane przez przemytników, którzy zarabiają duże pieniądze na tym procederze. To jest dziś biznes, i jeżeli nasza reakcja jest miękka, to w oczach tych przemytników oznacza, że jest na to przyzwolenie. To, co dziś proponuje Unia Europejska w związku z relokacją, to jest de facto wspieranie przemytników.

A zarzut, który pojawia się między innymi w środowiskach komentatorów militarnych o tym, że szef MON Mariusz Błaszczak w spocie wyborczym ujawnił część polskich, natowskich planów obronnych, jest zdaniem partii rządzącej czymś poważnym?

- Zacznijmy od tego, że to nie są aktualne plany, tylko byłe plany. I chwała Bogu, bo one zakładały, że część Polski po prostu byłaby, w sytuacji zbrojnego konfliktu, oddana Rosji. Ja wiem, że jest dziś panika wśród tych osób, które stały za opracowaniem i przygotowywaniem tych planów, ale też w samej Platformie Obywatelskiej, która owe plany akceptowała i była ich pomysłodawcą. To pokazuje jak na dłoni, że nasza armia w tamtym czasie była niedoinwestowana, że nie była w stanie walczyć. My to pokazaliśmy. Platforma ma dziś ból zębów, mówi o jakimś skandalu itp.

Uważam, że Polacy powinni wiedzieć, jak wyglądał plan obrony, i że nikt nie miał właściwie refleksji, że Rosja może być napastnikiem. Z tych planów wynika, że panowało podejście czysto teoretyczne, założenie, że żadnego ataku nie będzie i nie musimy się tym przejmować. To jest kwintesencja polityki resetu Donalda Tuska, realizowanego z Rosją. Niestety, zasadniczy błąd o charakterze dogmatycznym, na który my w tamtym czasie zwracaliśmy uwagę. My twardo mówiliśmy, że Rosja jest zagrożeniem, kiedy Donald Tusk, Bronisław Komorowski realizowali konsekwentnie politykę ustępstw wobec Rosji.

Gen. Mieczysław Bieniek wskazywał niedawno, że powinniśmy ufortyfikować odcinek granicy polsko-białoruskiej, czy rosyjskim Obwodem Królewieckim, m.in. w Przesmyku Suwalskim.

- W tej chwili budujemy ochronę granicy przed atakami hybrydowymi. Ogólnie mogę powiedzieć, nie chciałbym wnikać w szczegóły, że nasze plany zakładają wzmocnienie przeciwpancerne tych obszarów, gdzie możliwy jest atak ze strony Rosji.

Zgodnie z ustawą o obronie Ojczyzny Wojsko Polskie ma liczyć łącznie 300 tys. żołnierzy w czasie pokoju - 250 tys. sił operacyjnych i 50 tys. Wojsk Obrony Terytorialnej.

- Już teraz mamy 180 tys. żołnierzy, łącznie z WOT. Za czasów Donalda Tuska była to niespełna 98 tys. armia. Widzimy, że różnica jest prawie dwukrotna. My musimy mieć silną armię nie dlatego, że chcemy konfliktu. Ale jeżeli Rosja ma się obawiać ataku na nas, to po prostu musi wiedzieć, że taki krok nie zostanie bez odporu. Pewną naiwnością ze strony niektórych przedstawicieli naszej klasy politycznej jest wiara w to, że NATO automatycznie pomaga, w 5 sekund. To tak nie działa. My musimy mieć zdolności obronne samodzielne przez co najmniej kilka tygodni, w trakcie których wojska sojusznicze mogłyby nam skutecznie przyjść z pomocą. Zobaczmy, co się działo na terenie Ukrainy. Gdyby w zeszłym roku Ukraina nie obroniła się przez pierwsze tygodnie samodzielnie, nie miałaby szans otrzymać dostaw wsparcia z Zachodu.

Wspominał pan niedawno o inwestycjach na Pomorzu.

- Jest to historyczna, inwestycyjna zmiana. Postępuje budowa drogi ekspresowej S6. Już teraz można jeździć gotowymi odcinkami Trasy Kaszubskiej, sam z nich często korzystam. Mamy duże ułatwienie, jeżeli chodzi o dojazd do Słupska, ale za dwa lata trasa S6 będzie już w całości łączyła Gdańsk i Szczecin. Trwają prace na pozostałych odcinkach, jest pełne finansowanie robót, wybrani są wykonawcy. Po zakończeniu prac, ze Słupska do Trójmiasta będzie się jechało 50 minut, a to duże ułatwienie dla mieszkańców. Lada moment będą też podpisane kontrakty dotyczące budowy drugiego toru do Słupska. Inwestycje postępują zresztą w różnych obszarach, od tych lokalnych do największych. Mam na myśli oczywiście elektrownię jądrową w powiecie wejherowskim plus morską energetykę wiatrową. Pomorskie stanie się hubem energetycznym dla Polski. Stawiamy na rozwój energetyki jądrowej, co jest kluczowe dla bezpieczeństwa państwa, ale Pomorze ma tu partykularne korzyści. Być może nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego procesu. Śląsk, Dolny Śląsk były regionami najważniejszymi w kwestii procentu produkowanej energii. I będą ważne jeszcze długo. Natomiast równolegle będziemy mieć powstające centrum produkcji energii, właśnie na Pomorzu, co obok budowy elektrowni jądrowej i offshore, skutkować będzie wzmocnieniem sieci przesyłowej, a siłą rzeczy też podatki będą w naszym regionie. Elektrownia oznacza także duże możliwości rozwojowe dla powiatów wejherowskiego i lęborskiego. Wiele osób będzie przecież pracowało przy budowie tego obiektu, a później przy jej obsłudze.

Czy rzecznik rządu, minister, ale też przecież poseł okręgu gdyńsko-słupskiego, miał w mijającej kadencji czas zajmować się swoim lokalnym podwórkiem?

- Wychodzę z założenia, że nie można zapominać o swoim podwórku, Słupsku, z którego pochodzę, i Pomorzu. Dowodem tego jest decyzja dotycząca budowy drogi ekspresowej S6. Ona została podjęta w 2020 roku. Osobiście o to zabiegałem w rządzie. Lobbowałem, żeby przyjąć rządowy program rozwoju Ziemi Słupskiej, czyli program rekompensat za tarczę antyrakietową, obiecany przez, uwaga, Donalda Tuska, zrealizowany dopiero w 2019 roku. I zwiększony w kolejnych latach do 335 milionów złotych. Do tego dochodzi droga krajowa Słupsk - Ustka z finansowaniem na poziomie ponad 100 mln zł. I kolejny ogromny program przyjęty kilka tygodni temu, związany z budową elektrowni jądrowej, zakładający inwestycje drogowe w regionie. To wreszcie budowa nowej sieci dróg kolejowych związanych z „jądrówką”. No i rozbudowa portu, z którego dostarczane będą elementy elektrowni jądrowej. Co więcej, lada moment, bo finalizujemy też prace, wejdzie w życie program finansowania poszczególnych inwestycji dla samorządów, które położone są blisko elektrowni jądrowej. Będą to dziesiątki milionów złotych, które trafią do tych miast i gmin. Na obszarze całych Kaszub zrealizowaliśmy również wiele projektów. Wystarczy zapytać wójtów i burmistrzów z tego terenu.

Pomorze uchodzi za bastion Platformy Obywatelskiej.

- Nie zgadzam się z takim stwierdzeniem. Ono pokutuje przez obraz Trójmiasta, gdzie jest kilku platformerskich działaczy na czele samorządów. Być może dlatego rezonuje ta opinia na całe Pomorze. Tymczasem to region bardzo zróżnicowany. Spójrzmy na Kaszuby, Kociewie - konserwatywne, prawicowe… W innych miejscach Pomorza mieszkańcy też widzą, że dzięki polityce zrównoważonego rozwoju pojawiają się inwestycje, na które czekali lata. Myślę też, że ludzie widzą, jak wiele się zmienia się pod rządami PiS, i ten proces doceniają.

Jak układa się współpraca z samorządami? Są chętne do współpracy z rządem czy raczej wychodzą z założenia ideowego, że z rządem nie będą współpracować?

- Ktoś chce przylepić łatkę rządowi Prawa i Sprawiedliwości, że ten nie współpracuje z samorządami. To nieprawda. Współpracujemy ze wszystkimi, którzy takiej współpracy chcą. W niektórych miastach natomiast władze robią wojny polityczne z rządem - mam na myśli m.in. Gdańsk, Sopot, Poznań, Warszawę. To są osoby, które są zacietrzewione na punkcie walki z rządem, ale mimo wszystko, dodatkowe środki do miast, w których rządzą, trafiają. Generalnie jednak ta współpraca na terenie Pomorskiego odbywa się w większości przypadków w sposób wzorcowy. Gminy otrzymują środki rządowe, piszą dobre projekty… Poszedłbym nawet o zakład z Platformą Obywatelską - porównajmy, ile pieniędzy inwestycyjnych otrzymały samorządy w pomorskich mniejszych miastach, gminach, powiatach na inwestycje w ostatnim czasie, w porównaniu do czasów, gdy rządziła PO. Wiem, że my przeznaczyliśmy dużo więcej.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Piotr Müller: Nie można zapominać o swoim lokalnym podwórku - Dziennik Bałtycki

Wróć na miastko.naszemiasto.pl Nasze Miasto