Od samego początku hala targowa budziła kontrowersje. Przede wszystkim chodziło o jej lokalizację. Zwyczajowe miejsce handlu było przy ulicy Królowej Jadwigi. To droga prowadząca m.in. z osiedla do kościoła pw. NMP Wspomożenia Wiernych i dalej do parku i ratusza. Kiedy za 1,1 mln zł (ok. 500 tys. zł to dotacja unijna) powstała hala targowa „Mój rynek” przy ulicy Stolarskiej, samorządowcy wprowadzili zakaz handlu w zwyczajowym miejscu. Wszyscy sądzili, że sprzedający przeniosą się do nowego obiektu – pod dach i ogrzewanego. Nic bardziej mylnego. Handlujący w Miastku wybierają teraz prywatne place przy głównych ulicach, uczęszczanych przez pieszych, jak ulice Armii Krajowej czy Kazimierza Wielkiego.
Doszło do tego, że obecnie „Mój rynek” otwierany jest tylko raz w tygodniu dla sprzedawcy ryb i licznego grona jego klientów. Halę podzielono na trzy sekcje z 21 stanowiskami. W pierwszej prowadzona ma być wyłącznie sprzedaż produktów rolno-spożywczych przez rolników (9 stanowisk). W sekcji drugiej klienci mieli zaopatrywać się w produkty ekologiczne (3 stanowiska), natomiast w trzeciej sekcji prowadzona miała być pozostała sprzedaż (9 stanowisk). Na wynajmujących czekają komfortowe warunki, bo mają nie tylko do dyspozycji stoiska pod dachem i ogrzewane, ale też preferencyjne ceny za wynajem powierzchni. I tak na przykład miesięczny koszt wynajęcia boksu to 250 zł.
Hala stoi więc pusta. Była nawet propozycja jej sprzedaży, bo generuje koszty w Zarządzie Mienia Komunalnego w Miastku. To ta instytucja podległa urzędowi miejskiemu zajmuje się „Moim rynkiem”. Sprzedaż nie wchodziła w grę, bo miasto musiałoby zwrócić ok. 500 tys. zł dotacji.
- Latem kosztuje nas to tylko zamknięcie i otwarcie. Zima jest gorzej, bo obiekt jest ogrzewany. Średnio w miesiącu to koszt ok. 4 tys. zł. A hala nie tętni życiem, nie ma handlujących, więc nawet nie zarabia na swoje utrzymanie – zdradza dyrektor ZMK w Miastku Jerzy Dolny. -
Mocno jestem zawiedziony. Wierzyłem, że handlujący spod chmurki wskoczą tam i to się samo rozkręci. Będą sprzedający, to i kupujący się pojawią. Tak, jak to się stało na tzw. podkowie przy ulicy Koszalińskiej. Jest i warzywniak, i fryzjer, i krawiec… Tam się rozruszało, a na Stolarskiej nie
– przyznaje Dolny.
W miasteckim ratuszu głowią się więc, co zrobić żeby „Mój rynek” zaczął działać na pełnych obrotach. Za miesiąc ma ruszyć kolejna akcja promocyjna.
- To nie jest tak, że my nic wcześniej nie robiliśmy. Wysyłaliśmy do handlujących i producentów żywności e-maile, telefonowaliśmy, zachęcaliśmy, były tez ogłoszenia w lokalnych mediach… - wylicza burmistrz Miastka Danuta Karaśkiewicz i dodaje, że jeśli nie będzie sprzedających, to i kupujących zabraknie. - To się samo nakręca. Czasem wystarczy tylko impuls. Będziemy nad tym pracować – zapewnia.
Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?