Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad z prezesem PKS Leszkiem Waszkiewiczem

Mateusz Węsierski
Leszek Waszkiewicz chce wyprowadzić PKS na prostą
Leszek Waszkiewicz chce wyprowadzić PKS na prostą Karol Szymanowski
Z Leszkiem Waszkiewiczem, prezesem spółki PKS Bytów, o konflikcie z pracownikami, rozmowach ze związkowcami i wielkiej restrukturyzacji, rozmawia Mateusz Węsierski.

Nie cierpi pan na nadmiar obowiązków? Pytam, bo pracownicy donoszą, że oprócz szefowania spółce PKS jest pan też prezesem stowarzyszenia Solarny Bytów, przewodniczącym Rady Miejskiej, a po godzinach robi pan „fuchy” jako geodeta. Ich zdaniem działa to na niekorzyść spółki PKS.
Nie prowadzę żadnej działalności gospodarczej, więc geodezją się nie zajmuję. Pozostałe obowiązki nie kolidują z moją pracą w spółce.

Związki zawodowe nie zgadzają się na ucięcie wszelkich dodatków. Ulegnie pan?
Trzeba zmienić system wynagradzania. Obecny premiuje wieloletnie bycie w firmie, staż pracy i nie ma żadnego powiązania z wynikami ekonomicznymi. Taki system nie może dłużej funkcjonować. On musi być powiązany z wynikami finansowymi spółki. Jeśli mniej zarobimy, to nie zwiększamy funduszu wynagrodzeń. Jeśli firmę będzie stać na większe zarobki pracowników, wtedy możemy je zwiększać. W obecnym systemie, niezależnie od tego czy firma ma zysk czy stratę, fundusz nagród automatycznie co roku rośnie.

Jakie dodatki mieli do tej pory pracownicy?
Jest ich bardzo dużo. Ten system jest skomplikowany, a liczenie płac zajmuje dużo czasu. W związku z tym musimy utrzymywać kadrę w wydziale płac w odpowiedniej wielkości.

Które dodatki planuje pan zlikwidować?
Proponujemy by system składał się z wynagrodzenia zasadniczego i z premii motywacyjnej. Bez stażowych, jubileuszowych, dodatków ze sprzedanych biletów, odpraw emerytalno-rentowych w dzisiejszej wysokości itp.

Związkowcy nie chcą się na te propozycje zgodzić.
Jesteśmy w trakcie negocjacji. Jedne propozycje są akceptowane, inne nie są. Czasami drobiazgi urastają do wielkich problemów nie do pokonania, bo wszelkie zmiany rodzą bunt. Szczególnie jeśli komuś zatrudnionemu kilkadziesiąt lat każe się więcej pracować.

A co jeśli zaczną strajkować?
Mówienie o strajkach to wywieranie presji negocjacyjnej. Tak to oceniam.

Planuje pan redukcję etatów.
Rozpoczęliśmy już ten proces.

Ile osób musi odejść?
Około 20 osób w tym roku.

To pracownicy biurowi, kierowcy?
Z wszystkich grup zawodowych.

A szczegółowo, ilu kierowców, ilu pracowników biurowych?
To nasze tajemnice firmowe.

Przeniósł pan część działu przewozów do budynku dworców w Bytowie i Miastku.
To jeden z elementów restrukturyzacji. Część pracowników przejdzie na dworzec i będą mieli połączone obowiązki. Cztery osoby będą się tymi sprawami zajmowały. W Miastku tak samo. Pokój dyspozytora będzie połączony z dyżurnym ruchu.

Pracownikom to się nie podoba. Twierdzą, że z powodu pana decyzji w Bytowie w jednym pomieszczeniu na 5 metrach kwadratowych będzie pracowało 5 osób.
Tylko przez pewien okres czasu może być taka sytuacja, gdy będą trwały szkolenia. Później będzie praca zmianowa po 8 godzin.

W Miastku narzekają, że po przeniesieniu dyspozytorzy będą siedzieli w jednym pomieszczeniu z dyżurnym ruchu, kierowcami jedzącymi śniadania, a na domiar złego do tego lokum wciąż wchodzą pasażerowie. Czy skarżący się mają rację?
Pasażerowie nie mają prawa tam wchodzić. To rozwiązanie spełnia wszelkie normy BHP. Utrudnienia mogą być tylko w okresie przejściowym, a docelowo, od lipca, sytuacja się unormuje.

To ile osób będzie tam przebywać?
Po dwie osoby w Bytowie i w Miastku na jednej zmianie.

Pańska decyzja wiąże się też ze skargami kierowców. Twierdzą, że z powodu przeniesienia dyspozytorów do dworca muszą wyjeżdżać z bazy bez tachografów. Narażają się na mandaty ze strony policji i Inspekcji Transportu Drogowego. Sądzi pan, że to do końca przemyślane rozwiązanie?
Jak ktoś chce wymyślić 500 problemów, to je wymyśli.

Jednak, zgodnie z prawem, kierowca powinien mieć tachograf od wyjazdu z bazy, a nie dopiero po dotarciu na dworzec. Musi jednak przejechać te 3 km niezgodnie z prawem. Jest więc problem czy go nie ma?
Wszystkie te rzeczy są do wyjaśnienia. Jeśli jest problem, to będzie wyjaśniony. My jesteśmy w okresie przejściowym, w okresie szkolenia. Coś mogło nie zadziałać jak należy, bo każdy autobus wyjeżdżający z bazy musi mieć tachograf. Bez dwóch zdań.

Tak, ale teraz ludzie, którzy mogą wydać tachograf znajdują się na dworcu.
Nie sądzę by tematem interesującym było określanie gdzie siedzi dany pracownik.

To ważne, bo wiąże się z karami finansowymi dla kierowców.
No to mówię, że żaden kierowca nie będzie narażony na mandat.

Wyjeżdżając z bazy będzie miał tachograf?
Oczywiście.

Kolejne pytanie dotyczy Lipnicy. Pańska firma poległa tam w starciu z początkującym przedsiębiorstwem byłego kierowcy, który przejął wszystkie przewozy szkolne. To chyba silny cios dla spółki PKS?
To dla nas mało komfortowa sytuacja, ale działamy na wolnym rynku. Każdy ma prawo stawać do przetargu. Tak się złożyło, że przegraliśmy ten przetarg. To firmy nie przewróci, bo w skali dochodów to jakiś 1 procent. Będziemy musieli na tę sytuację zareagować, ułożyć nowe rozkłady jazdy dla tamtego terenu. Będzie się to wiązało z ograniczeniem liczby kursów. Jeśli bowiem był autobus, który obsługiwał szkoły i kończył o godz. 9.00, to mógł jechać dalej do Bytowa czy Miastka. Teraz należy oczekiwać ograniczenia tych kursów.

To chyba niepokojący sygnał, bo PKS stracił też przewozy szkolne w gminie Studzienice?
Chodzi o jedną ze szkół w gminie Studzienice.

Pozostałe przewozy szkolne PKS utrzymuje?
Jesteśmy w trakcie przetargów.

Idą zgodnie z planem?
Jest różnie. Ten w Lipnicy przegraliśmy, a w innym miejscu udało się wygrać.

Gdzieś jeszcze nie udało się wygrać?
Tylko Lipnica i jedna szkoła w Studzienicach.

Jakie ma pan plany patrząc ogólnie na powiat bytowski? Będą kolejne cięcia kursów?
Na pewno będą. Od września.

Rozważa pan koncepcję zastąpienia dużych autobusów mniejszymi busami na trasach z mniejszą frekwencją? Może to jest jakiś sposób, tam gdzie jeździ po 4 czy 5 osób?
Przy takiej ilości najlepszym rozwiązaniem jest taxi. Przy takiej ilości pasażerów kurs nie ma prawa się sfinansować. Jeśli dana gmina nie będzie wspierać takich miejscowości, to należy ograniczać dostępność komunikacji.

Nadeszły złe czasy dla komunikacji masowej?
Od 1990 roku liczba pasażerów maleje w całej Polsce. Wiąże się to ze wzrostem zamożności społeczeństwa, z kupowaniem samochodów. Szczyty przewozowe są rano, do pracy i do szkoły, oraz po południu w godz. 14.00 - 16.00. Wtedy są potrzebne duże autobusy.

Czy nie jest tak, że PKS tnąc kursy, przyzwyczaja ludzi do tego, że autobusy już nie jeżdżą? Ludzie z założenia szukają innych środków komunikacji i koło się zamyka.
Wszystkie firmy w Polsce robią analizy kosztów. Jeżeli coś jest likwidowane, to tylko tam gdzie spadła liczba pasażerów.

To być może w przyszłości PKS będzie opierał się tylko na szkolnych kursach?
Tak jest, bo wszystkie inne kursy są nieopłacalne. Od 2017 roku ma się zmienić system dopłat do biletów. Wszystkie ulgi, które dziś obowiązują, mają być utrzymane tylko na liniach, które gminy, powiaty i województwa uznają za linie użyteczności publicznej. Na wszystkich innych nie będzie dopłat. Jeżeli więc np. trasa z Bytowa do Miastka nie zostanie za taką uznana, to uczeń, emeryt czy inwalida nie dostanie ulgi. Będą musieli płacić pełen koszt biletu.

Mogą przestać jeździć i kolejne linie będą likwidowane?
Zachód przechodził już te problemy. Tam zakończono etap kurczenia się komunikacji miejskiej i regionalnej. Polska jeszcze na tym etapie nie jest. Jeśli chce się mieć kursy ważne społecznie, ale nieopłacalne ekonomicznie, to trzeba się na coś zdecydować. Albo na danym terenie funkcjonuje tylko jeden przewoźnik, który ma obowiązek obsługiwać gorsze ekonomicznie kursy, bo jako jedyny zarabia na lepszych kursach, a jeśli jest konkurencja na dobrych kursach, to ktoś otrzymuje z gminy dopłatę na gorsze połączenia. Tak to funkcjonuje na zachodzie.

Co jeszcze, oprócz cięcia kursów i zwolnień, chce pan zrobić by wyjść z dołka?
Zwiększamy efektywność ludzi łącząc zakresy obowiązków. Wdrażamy też nowe programy komputerowe i robimy reorganizacje. Jeśli wzrosną ceny, to za jakiś czas będziemy chcieli zbyć część majątku, który spółka posiada w Bytowie. Mamy tu wolne działki. Podchodzi pod nie sfera usługowo-handlowa. Budują się nowe sklepy. Wszystko idzie w naszym kierunku i za kilka lat nasza nieruchomość gruntowa nabierze wartości i po sprzedaży da dodatkowy dochód. Naszym zadaniem jest też zwiększanie przychodów alternatywnych, czyli rozwijanie części warsztatowej i stacji paliw. Obecnie planujemy przebudowę stacji paliw w Miastku. Chcemy dobudować część usługowo-gastronomiczną z myjnią samochodową. Ta stacja jest bardzo dobrze położona, w głównym ciągu komunikacyjnym.

Jeśli chodzi o Miastko, to niektórzy domagają się wznowienia wieczornych kursów z Bytowa do Miastka, bo ostatni autobus odjeżdża o godzinie 17.00. Ludzie twierdzą, że nie mogą wrócić po dniu załatwiania spraw w urzędach.
Wracamy do początku naszej rozmowy. Jeśli kurs jest nieekonomiczny, to ktoś musi za to zapłacić. My na końcu naszej nazwy mamy skrót S.A., czyli spółka akcyjna, a nie jednostka użyteczności publicznej.

Konflikt za konfliktem
W ubiegłym tygodniu wybuchł kolejny konflikt wokół sposobu restrukturyzacji spółki PKS, o czym pisaliśmy w sobotę 11.06. Część załogi twierdzi, że prezes pogarsza warunki pracy i naraża kierowców na straty finansowe. Kością niezgody jest przeniesienie dyspozytorów z głównej bazy przy ulicy Wybickiego do dworca PKS w Bytowie.
- Zrobili to nieudolnie ponieważ do pomieszczenia, w którym pracują kasjerki i dyżurny ruchu, dorzucili jeszcze dwóch dyspozytorów. Po odliczeniu powierzchni, którą zajmują meble, zostaje pięć metrów kwadratowych dla pięciu osób - twierdzą pracownicy firmy PKS Bytów.
Identyczny problem dotyczy bazy w Miastku. - Dyżurny powinien się skupić na pracy, a jest rozkojarzony, bo nieustannie przychodzą petenci i żądają informacji. Tam jest totalny rozgardiasz - alarmuje załoga spółki PKS.
Zmiany wprowadzono w poniedziałek 6 czerwca i nie odbijają się tylko na pracownikach biurowych. Załoga spółki alarmuje, że decyzja prezesa wpływa niekorzystnie na kierowców.
- Wyjeżdżając autobusem z baz poruszają się bez kart i tachografów, które muszą odbierać na dworcu - alarmują.
Prezes Waszkiewicz twierdzi, że pracownicy wyolbrzymiają problem i że to chwilowe niedogodności.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na miastko.naszemiasto.pl Nasze Miasto