Nowy produkt Kogi wychodzi naprzeciw zmianie przepisów. Zniesiono bowiem konieczność posiadania patentów żeglarskich. Teraz łodzią do 7 metrów długości może popłynąć każdy. Oczywiście jeśli chce, bo posiadanie minimum umiejętności jest w tym sporcie wskazane.
- Idea budowy tej łodzi była taka, żeby nie przekroczyła ceny 20 tys. zł brutto w najdroższej wersji. Zmieściliśmy się w tej kwocie - mówi Wiesław Stańczyk, właściciel Kogi.
To łódź przeznaczona szczególnie dla osób, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z żeglarstwem. Jest stabilniejsza od łodzi wyczynowych, ale daje podobną frajdę. Aby wytłumaczyć nowatorskie rozwiązanie wprowadzone przez firmę Stańczyka, należy zrezygnować z żeglarskiego slangu, aby zasady działania dla przeciętnego Czytelnika były zrozumiałe. Łódź ta może mieć dwa żagle, ale wówczas powinny nią płynąć dwie osoby, aby sprawnie kierować kursem.
W normalnych dwużaglowych łodziach zdjęcie jednego żagla powoduje utratę stabilności. Aż dziw bierze, że jeszcze nikt nie wymyślił tego, co wdrożyła Koga. Otóż zdejmując jeden z żagli, drugi przytwierdza się do innego mocowania. Wówczas łódź z jednym żaglem znowu jest idealnie wyważona i pozwala bezpiecznie płynąć jednej osobie. Tak proste, że aż rewolucyjne i zasługujące na nagrodę.
Praca nad taką łodzią nie jest łatwa. Najpierw biuro projektowe, współpracujące z Kogą, opracowuje model przeznaczony do wdrożenia. Kadłub odwzorowuje się w postaci drewnianego odpowiednika, z którego odbija się formę negatywową. Dopiero w takim negatywie odlewa się właściwe formy z laminatu.
- Od pomysłu do budowy łodzi mija od 2 do 3 miesięcy - wyjaśnia Stańczyk.
Koga idzie wyraźnie w kierunku produkcji jachtów i zamierza porzucić wytwarzanie starych typów kajaków oraz łodzi wiosłowych. Jeśli chodzi o kajaki, to w produkcji zostanie jeden model, również innowacyjny.
- Ludzie od zawsze mieli kłopot z ulokowanie dziecka w kajaku. Musiało płynąć na kolanach z mamą albo tatą. My postanowiliśmy zrobić pośrodku jeszcze jedno miejsce, specjalnie dla dziecka. W przypadku gdy płyną tylko dwie osoby dorosłe, to po środku jest sporej wielkości bagażnik - objaśnia Stańczyk.
Kajak ten nazwano „Salina family”. Od czasu wdrożenia do produkcji z roku na rok sprzedaje się coraz lepiej. Co ciekawe, nikt wcześniej na tak prosty, a zarazem rewolucyjny pomysł nie wpadł. W 2005 roku kajak Kogi został nagrodzony podczas prestiżowych targów w Warszawie. To jedna z trzech ważnych nagród Kogi.
- Być może myślano o tym, ale obawiano się wdrożyć do produkcji nie mając pewności sprzedaży. My zaryzykowaliśmy i, jak widać, udało się - uśmiecha się biznesmen.
Koga istnieje od 12 lat. Jest w pierwszej piętnastce producentów laminatów w Polsce. To nie tylko jachty, łodzie i kajaki, ale i wszelkie obudowy z laminatów, do samochodów, foteli czy sprzętu rekreacyjnego, a nawet kopuły do obserwatoriów astronomicznych. Koga zajmuje się też produkcją kiosków w kształcie truskawki. Flagowym produktem jest jednak sprzęt pływający. Powstaje tu rocznie ponad 200 dużych jachtów żaglowych. Wiele z nich sprzedaje zachodnim firmom jako podwykonawca. Przy zakupie zachodni klienci mogą nie wiedzieć, że kupują łodzie z Polski, bo nie ma na nich loga Kogi.
- Prawie zawsze tak jest. Decyduje o tym rynek, renoma firmy. Dlatego nasz sprzęt sprzedawany jest prawie zawsze pod szyldem innych producentów - przyznaje właściciel Kogi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?