Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Działki na gdańskim Zakoniczynie oddawano za bezcen. Prokurator twierdzi, że przestępstwa nie ma

Tomasz Słomczyński
- Oszukano nas - mówią mieszkańcy Zakoniczyna. Utrzymują, że sprzedano ich wspólne działki poniżej wartości. - Nic podobnego - zaprzecza prokurator. Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone.

- To był wielki przekręt - mówi Marian Szulc, dawny członek zarządu spółdzielni "Zakoniczyn" - W latach 2000 - 2001 przygotowaliśmy działki do sprzedaży, chcieliśmy uzyskać jak najlepszą cenę, żeby wyremontować drogi, infrastrukturę i przekazać ją miastu. Teraz, po kilku latach okazuje się, że działki zostały sprzedane, a prace nigdy nie zostały wykonane.

Spółdzielnia Domów Jednorodzinnych "Zakoniczyn-D" powstała w marcu 2002r. W lipcu 2006 roku członkowie spółdzielni stwierdzili, że nie jest już ona nikomu potrzebna. Każdy z dotychczasowych spółdzielców wywłaszczał swój dom i ogródek. Rozpoczął się proces likwidacji, likwidatorem został dotychczasowy prezes spółdzielni, Kazimierz P. Problemem stały się tzw. "tereny wspólne", czyli grunty położone na obrzeżach osiedla. Miasto nie chciało ich wziąć. Trzeba je było sprzedać.

W latach 2006-2007 spółdzielnia sprzedawała prawo wieczystego użytkowania "terenów wspólnych" za 5 lub 10 lub 15 zł za m.kw. Podobne nieruchomości na wolnym rynku kosztowały 100-200 zł. za m.kw. Działki kupowali m.in. Kazimierz P. - likwidator spółdzielni, i Cezariusz O., - księgowy. Potem, przed prokuratorem, Cezariusz O. określił zakupioną działkę jako "pozbawioną wartości użytkowej". Wkrótce potem wybudował na niej domy.

Powinno być tak: likwidator sprzedaje majątek wspólny, zyski po odliczeniu kosztów dzieli na wszystkich spółdzielców. Im lepiej sprzeda, tym więcej pieniędzy trafi do portfeli mieszkańców.
Zaniepokojeni mieszkańcy powołali komisję, która sprawdzała, czy wszystko się odbywa zgodnie z przepisami.

Ta część Zakoniczyna to ciche osiedle, ogródki są małe, ale to i tak duży komfort jak na warunki miejskie. Obecnie jedno z biur nieruchomości sprzedaje tu działkę budowlaną. Cena: 261 zł za m kw.

- Nikt nie chciał kupić tych działek. W ogóle nie było chętnych - wspomina Gerhard K., ówczesny wiceprzewodniczący rady nadzorczej spółdzielni.
- Jak to nie było chętnych na kupno ziemi za 5 albo 10 zł za m kw.?
- Sprzedawaliśmy je jako tereny zielone, na których nic się nie da wybudować - stwierdził pan Gerhard.
Skąd taka informacja?
- Nie wiem... były jakieś plany, które o tym mówiły.

W 2006 i 2007 roku, poza terenem boiska i kilkoma działkami zabudowanymi garażami, na Zakoniczynie nie obowiązywały plany zagospodarowania.

Dwie działki z kilkunastu

Dotarliśmy do aktów notarialnych. Jeden z nich, z 3 kwietnia 2007 roku: za nieruchomość o powierzchni 2580 m kw. zapłacono 38 700 zł. Dalej czytamy: działka jest niezabudowana, stanowi tereny zielone, a jej wartość rynkowa wynosi 206 400 zł.

Akt notarialny z 3 marca 2006 roku: Przedmiotem transakcji są trzy działki o łącznej powierzchni 3404 m kw. Cena zakupu: 34 040 zł. Wartość rynkowa działki: 272 320 zł.
W obydwu przypadkach wśród kupujących był Kazimierz P., likwidator spółdzielni.
Gerhard K. twierdzi, że nie pamięta, żeby w aktach notarialnych, które sam podpisywał, były umieszczone takie zapisy.

Dwie przykładowe działki spośród "nieatrakcyjnych" kilkunastu, które zostały sprzedane - na jednej stoją już dwa domy, druga to osiedlowe boisko. Pierwsza z nich: sprzedana Cezariuszowi O. za 5,15 zł za m kw. Z raportu komisji wynika, że Cezariusz O. kupił ją w czerwcu 2007 roku. Jak ustaliliśmy w Urzędzie Miejskim w Gdańsku, zaraz po zakupie nieruchomości Cezariusz O. złożył wniosek o warunki zabudowy - taka jest procedura, gdy na danym terenie nie obowiązuje miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego.

Pół roku po zakupie działki Cezariuszowi O. została wydana decyzja o warunkach zabudowy. Mija kolejne pół roku i Cezariusz O. trzyma w ręku pozwolenie na budowę. W listopadzie 2008 roku pojawiają się w internecie ogłoszenia - nowy właściciel gruntu próbuje sprzedać niewybudowane jeszcze domy. Jeden kosztuje milion zł, drugi - 750 tys. Dziś na nieruchomości "bez możliwości do wykorzystania" stoją dwa domy.

Czytaj także:
CBA donosi na Jana Kozłowskiego i Jacka Karnowskiego
Gdańsk: Czy działki w pasie nadmorskim w Jelitkowie będą sprzedane?
Afera gruntowa może zostać umorzona
Helskaafera gruntowa przed warszawskim sądem - Wądołowski odmówił składania wyjaśnień

Druga z działek to osiedlowe boisko. Ryszard Świstulski należy do grona tych, którzy czują się oszukani i okradzeni przez władze nieistniejącej już spółdzielni. Pracował jako gospodarz osiedla.
- Od początku istnienia spółdzielni chcieliśmy mieć tereny, na których moglibyśmy wypoczywać, taką wspólną przestrzeń. Dlatego spółdzielnia zakupiła działki niezabudowane, na części z nich wybudowaliśmy kort tenisowy, boisko do koszykówki i plac zabaw. Wszyscy członkowie spółdzielni za to zapłacili, to było w sumie kilkadziesiąt tysięcy złotych, pieniądze te doliczano do comiesięcznych opłat - mówi Świstulski.

Bezużyteczne boisko

Pan Ryszard pokazuje zdjęcia, na których z wnuczką bawi się na placu zabaw. Na innej fotografii widać boisko, kort tenisowy. Chwilę później stoimy przed ogrodzonym terenem. Za płotem zniszczone, nienadające się już do użytku boisko do koszykówki, kort tenisowy. Po placu zabaw nie ma śladu.

- Po sprzedaży działki wszystko niszczało. Nie było żadnych modernizacji. A przecież my za to wszystko zapłaciliśmy... - pan Ryszard jest rozżalony i wściekły. Działka, na której zlokalizowany był obiekt sportowy, została sprzedana likwidatorowi Kazimierzowi P. Z aktu notarialnego: Małżeństwo P. oświadczają, że "przynajmniej przez trzy lata od zawarcia umowy prowadzić będą boisko osiedlowe i plac zabaw dla dzieci oraz zobowiązują się do ogrodzenia terenu boiska, do zmodernizowania urządzeń technicznych...".

Jak ustaliła komisja, jeszcze przed przetargiem P. złożył do spółdzielni ofertę, z której wynikało, że proponuje wybudowanie na tym gruncie "hali sportowej (namiot)". Szczegóły miał przedstawić po rozstrzygnięciu przetargu. - Z tego wszystkiego tylko jeden warunek spełnił - mówi Ryszard Świstulski - ostatnio ogrodził teren i powiesił tabliczkę: "Teren prywatny. Wstęp wzbroniony".

Czy rzeczywiście na boisku nie można było niczego wybudować? W momencie sprzedaży teren boiska - jako jeden z nielicznych na osiedlu, objęty był planem zagospodarowania przestrzennego. Wtedy - zgodnie z zapisami planu - jedynymi funkcjami, jakie mogły zostać tam wprowadzone, były: usługi sportowe, garaże, parkingi.

3 kwietnia 2007 roku likwidator P. kupuje prawo użytkowania wieczystego działki. Przypomnijmy - cena: 15 zł za m kw. Nowy plan zagospodarowania przestrzennego zostaje uchwalony pół roku później: teraz usługi sportu są tylko "preferowane". Oznacza to, że dopuszczone są również m.in. usługi handlu detalicznego, gastronomii, turystyki i wczasów, biura instytucji komercyjnych, banki, małe hurtownie... Można wybudować dom mieszkalny, o ile będzie się w nim prowadzić działalność usługową.
Z planów zagospodarowania wynika, że nic nie stało na przeszkodzie, by w pół roku po zakupie "nieatrakcyjnej działki" postawić na niej np. pensjonat.

Ryszard Świstulski wskazuje tyczki pomalowane kolorowym sprejem, są wbite w grunt.
- Widzi pan? Geodeta już tu był. Został zrobiony podział geodezyjny. Ciekawi wszyscy jesteśmy, co planuje P.

Przecież mogli sprawdzić

Jeden z mieszkańców, członków zlikwidowanej spółdzielni, dobrze zna przepisy regulujące funkcjonowanie podmiotów gospodarczych. Należy do grona tych, którzy nie ujawnią swojej tożsamości. To, co się działo przy likwidacji spółdzielni, określa słowem: "granda". - Kwotę, jaką straciłem w wyniku sprzedawania ziemi po takich cenach, oceniam na jakieś 10-15 tysięcy złotych. Dotyczy to wszystkich członków spółdzielni.

Prawo spółdzielcze mówi, że "Kto, będąc likwidatorem (spółdzielni), działa na jej szkodę, podlega karze pozbawienia wolności do lat 5 i grzywnie".

Czytaj także:
CBA donosi na Jana Kozłowskiego i Jacka Karnowskiego
Gdańsk: Czy działki w pasie nadmorskim w Jelitkowie będą sprzedane?
Afera gruntowa może zostać umorzona
Helskaafera gruntowa przed warszawskim sądem - Wądołowski odmówił składania wyjaśnień

Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa wpłynęło do Prokuratury Rejonowej Gdańsk Wrzeszcz 30 kwietnia 2008 roku. Sprawę przejął prokurator Michał Kierski, który po niecałych pięciu miesiącach umorzył śledztwo. W postanowieniu o umorzeniu czytamy: "zarówno warunki zbycia, jak i procedura zbycia działek nastąpiły zgodnie z przepisami ustawy prawo spółdzielcze".

Michał Kierski argumentuje zasadność tej decyzji, stawiając zasadnicze pytanie: - Jeśli mieszkańcy mieli wątpliwości co do tego, czy likwidator działa zgodnie z prawem, dlaczego go nie odwołali? Mogli to zrobić na walnym zgromadzeniu członków, w każdym dowolnym momencie.

Jak twierdzi prokurator, wszystko - cała procedura sprzedaży działek - odbyła się zgodnie z przepisami prawa spółdzielczego. - Najpierw zgromadzenie członków wyznaczyło radę nadzorczą i likwidatora do realizacji procesu likwidacji, w tym do sprzedaży działek. Rada nadzorcza ustalała cenę. Likwidator przeprowadzał procedurę przetargową.

W określonych przez radę nadzorczą warunkach zbycia działek nie było zapisu, aby działki te zbywano po określonych cenach minimalnych. Dlatego działki sprzedawano za najwyższą zaproponowaną cenę. Poza tym warunki sprzedaży działek nie zabraniały udziału w przetargu osobom zasiadającym na przykład we władzach spółdzielni.

Prokurator Michał Kierski radzi zwrócić na to szczególną uwagę:
- Informacja o sprzedawanych działkach zawierała wskazanie numerów geodezyjnych. Każdy, kto chciał konkretną działkę nabyć, mógł sprawdzić, jakie są jej parametry i czy się ona nadaje do zabudowy.

5 czerwca 2006 roku podjęta została uchwała walnego zgromadzenia członków o likwidacji spółdzielni. Wówczas likwidatorem ustanowiono Kazimierza P. Spółdzielnia liczyła wówczas 210 członków.
W statucie spółdzielni znajdował się zapis: "Walne zgromadzenie jest zdolne do podejmowania uchwał bez względu na liczbę obecnych".

Na spotkaniu było obecnych 28 osób. Za podjęciem uchwały głosowało 23 członków. Spółdzielnia liczyła 210 członków.

- A jednak w raporcie komisji jest napisane, że podczas przetargów doszło do wielu nieprawidłowości, między innymi do sytuacji, w których nie wszyscy członkowie spółdzielni byli rzetelnie informowani. Ogłoszenia trafiały do skrzynek pocztowych, ale nie do wszystkich...
- Ani z dokumentów, ani z zeznań świadków to nie wynika - odpowiada prokurator Kierski. - A czy tak było naprawdę? Ja muszę potrafić udowodnić zarzuty, jeśli mam je komuś postawić.

Sami sobie winni

- A sprzedaż ziemi poniżej ceny rynkowej? Czy sam akt notarialny nie jest w tym momencie dowodem przestępstwa? Z tego, co w nim napisano, wynika, że w imieniu spółdzielców sprzedano towar po kilkakrotnie zaniżonej cenie, z pełną świadomością jego rzeczywistej wartości.
- Zgodziła się na to rada nadzorcza, która miała umocowanie ze strony walnego zgromadzenia członków. Ustalone warunki zbycia działek nie były sprzeczne z przepisami prawa. Można przyjąć, że członkowie spółdzielni...
- Są sami sobie winni?
- To pan powiedział.

Z korespondencji z prokuratorem Michałem Kierskim: "W mojej ocenie procedura likwidacyjna została przeprowadzona zgodnie z prawem, choć można mieć zastrzeżenia do strony etycznej. Nabywcami większości działek byli członkowie władz spółdzielni. Sprzyjała temu bierna postawa większości członków spółdzielni, którzy nie interesowali się jej losem. Rozumiem sytuację tych, którzy dziś czują się rozżaleni, ale podkreślam: przestępstwa nie stwierdzono".

Kazimierz P. i Cezariusz O. odmówili komentarza.

Czytaj także:
CBA donosi na Jana Kozłowskiego i Jacka Karnowskiego
Gdańsk: Czy działki w pasie nadmorskim w Jelitkowie będą sprzedane?
Afera gruntowa może zostać umorzona
Helskaafera gruntowa przed warszawskim sądem - Wądołowski odmówił składania wyjaśnień

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto